Opowiem Wam moją historię odchudzania.
Chyba pierwszy suplement diety jaki w ogóle kojarzę to slim fast. Z resztą K.A.S.A nawet o tym śpiewał i tu zdaję sobie sprawę , jaka jestem stara, że w ogóle pamiętam tę piosenkę...;) Byłam za mała, żeby stosować osławiony slim fast, ale sąsiadka to stosowała i już wtedy myślałam, że to "super sprawa" - człowiek jest gruby łyka sobie jakąś magiczną miksturę i za miesiąc jest już szczupły. Rewelacja!
Jako nastolatka kupiłam sobie tabletki "Ananas" i był to pierwszy promyk nadziei, który miał sprawić, ze schudnę. Tak się naturalnie nie stało, jednak w miarę pojawiania się nowych suplementów ulegałam reklamom i kupowałam coraz to nowe wynalazki mające mnie przybliżyć do wymarzonej figury.
I tak począwszy od "Ananasa" przez łykanie, przykładowo- "chromu", L-karnityny w płynie/ w tabletkach aż po "Cidrex" i ostatecznie skończywszy na "Linei" dotarło do mnie że jedyne co podczas tych kuracji schudło, to mój portfel.
Pamiętajmy, że nie ma takiej tabletki, która sprawi, że w ciągu tygodnia schudniemy 5 kilo. Jeśli nadal będziemy jeść niezdrowo, a ze sportu będziemy uprawiać tylko "leżenie na czas", to niestety czeka nas nadwaga i sama pigułka nam nic nie da. Poza tym, jeśli reklama tabletek obiecuje nam schudnięcie np kilograma tygodniowo przy tym samym trybie życia co dotychczas, to osoba ważąca 60kg za nieco ponad rok powinna zniknąć!?
Upłynęło dużo czasu i moich ciężko zarobionych pieniędzy, zanim dotarło do mnie, że to zdrowe żywienie i sport jest kluczem do sukcesu.
Samo łykanie reklamowanych suplementów nic nie da. Trzeba jeszcze podnieść tyłek z kanapy i zacząć się ruszać, trzeba zdać sobie sprawę, że niezjedzony chips to sukces, a wypity sok zamiast piwa jest prawidłowym wyborem. Nie dajmy się zwariować. Marketingowcy za odpowiednią kasę wmówią nam wszystko.